środa, 3 lipca 2013

Rozdział Jedenasty

Zajadałam udko przyglądając się rozjuszonemu Lucasowi. Wszyscy próbowali jakoś go uspokoić. Nowa też ochoczo zabrała się do pomocy. Wiedziałam jednak, że to na nic. Kończyłam jeść, kiedy po polanie zaczęło szaleć tornado. Przewróciłam oczami i skupiłam się na uspokajaniu wiatru. Żywioł jednak uparcie nie chciał mnie słuchać. Westchnęłam i podeszłam do bruneta.
- Paz, Luke - położyłam mu rękę na ramieniu. - Bo zaraz zmieciesz nas z powierzchni ziemi...
Chłopak zdawał nic sobie nie robić z moich słów.
- LUKE! - szarpnęłam go za rękaw.
- CZEGO?!
Tornado zbliżało się ku nam. Zamknęłam oczy i znów spróbowałam je rozwiać. Czułam opór. No tak... te tornado nie było naturalne, ani nie stworzyłam go ja. Nie powinniśmy ingerować w stworzone przez innych rzeczy, zjawiska... Ale to był wyjątek. Skupiłam się najmocniej jak tylko dałam radę i siłą woli zmieniłam kierunek tornada. Pomknęło w stronę najbliższych drzew. Starałam się je rozwiać. Powoli traciło swoją moc, nie wiedziałam czy Lucas zaczął się uspokajać czy to ja, ale nie obchodziło mnie to wtedy. Tornado dotarło do roślin zmieniając się w zwykły, silny wiatr i niszcząc trochę gałęzi. Odetchnęłam z ulgą. Udało się, żyjemy!
- Kto to...? - usłyszałam obok siebie.
Olie wskazywał palcem miejsce, gdzie przed chwilą jeszcze szalał żywioł. Za krzakiem, skulona siedziała blondynka. Zerknęłam na przyjaciół i ruszyłam w jej stronę. Po chwili dogonił mnie Luke.
- Nie bądź niemiła, okej?
- Ja? Niemiła? - zaśmiałam się. - Czy kiedykolwiek taka byłam? - zapytałam, kiedy dotarliśmy do dziewczyny. - Hej - uśmiechnęłam się.
- Yyy cześć - odpowiedziała niepewnie.
- Skąd się tu wzięłaś...? - chłopak zapytał bez ogródek.
- Ja... - zastanowiła się. - Spadłam... - wzruszyła ramionami.
- ...z nieba - wyszczerzył się Luke.
- Nie przejmuj się nim, właśnie wypili mu całą colę - szturchnęłam chłopaka łokciem z bok. - Jestem Melissa, a to jest Lucas. A ty...? Jak się nazywasz...?
- Nihal - powiedziała, podnosząc się z ziemi.
- Ravi de vous rencontrer - uśmiechnęłam się. - Chodź, przedstawimy cię reszcie...
Przyjaciele ochoczo przywitali Nihal. Erv oczywiście już zaczął ją zagadywać, na widok czego westchnęłam z irytacją.
- Ascolta, Limo, mógłbyś trochę przystopować...? Rozumiem, testosteron te sprawy ale... mógłbyś się embrace! - powiedziałam do chłopaka.
Ten jednak nic sobie nie robiąc z moich słów w najlepsze flirtował z nową koleżanką.
- Dobra... Ludzie... - westchnął Lucas. - My... znaczy Rox, Mel i ja mamy coś do zrobienia...
- Ej! Nie zostawiajcie nas! - burknął Oliver. - Nie pójdziecie tam sami!
- Olie... - westchnęłam.
- Poradzimy sobie. Będzie dobrze. Papa! - Roxanne była gotowa iść. Złapała za rękę Luke'a i pociągnęła go za sobą.
Odwróciłam się i, machając przyjaciołom, powoli ruszyłam za nimi.
- Melissa... - ktoś mnie zatrzymał. Podniosłam wzrok i zobaczyłam hipnotyzujące oczy chłopaka.
- Erv, Engañar, zostaw mnie! - mój głos nie chciał mnie słuchać. Zamiast zabrzmieć to jak rozkaz, przypominało wyznanie miłosne.
Mimo woli nie mogłam oderwać wzroku od tęczówek syna Hathor.
- Zabierzecie nas ze sobą.
- No jasne, Querido - wydobyło się z mojego gardła.
- Ha! - uśmiechnął się chłopak. - Kochani, ruszamy z nimi!
***
Wlokłam się noga za nogą. Roxanne cały czas zagadywała Lucasa. Syn bogini Maat nie miał nic przeciwko temu. W sumie... całkiem fajnie razem wyglądają. Uśmiechnęłam się do swoich myśli. Tuż za mną Enrique podbijał serca naszych nowych koleżanek. Layla co chwila śmiała się z żarcików bawidamka. Nihal z kolei wydawała mi się lekko zagubiona. Przez cały czas zastanawiałam się, jak pomóc się jej zaaklimatyzować... ale jakoś nie wiedziałam jak zacząć. Tuż za nimi Oliver doprowadzał do szału chwilowo rudowłosą Sophie. Obok nich dziarsko maszerowały Evelyn z Crystal. Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że tak naprawdę to nie bardzo znałam wszystkich moich towarzyszy. Z Sophie nie zamieniłam chyba nawet słowa!
- Melissa, a co ty tak sama maszerujesz...? - wyrwało mnie z zamyślenia.
Podniosłam wzrok i napotkałam roześmiane spojrzenie przyjaciela.
- Sai, jako dobra przyjaciółka, postanowiłam nie przeszkadzać w podrywie - uśmiechnęłam się szeroko i posłałam mu buziaka w powietrzu. - Słodziaki z was!
- Przestań - pokręcił głową. - Wcale...
- Mi dispiace, non avrai mai flirtare... No przecież - westchnęłam z rezygnacją. - Mógłbyś w końcu jakąś sobie wybrać...
Już otwierał usta, by zaprzeczyć, jednak nie zdążył nic powiedzieć, bo podeszła do nas Rox.
- No co tam, gołąbeczki...? - uśmiechnęła się i zarzuciła włosy na drugie ramię, spoglądając jak mi się wydawało lekko w tył. Czyżby komuś wpadł w oko Erv...?
- A wszystko w jak najlepszym porządku - wyszczerzyłam się do blondynki.
- Gdzie właściwie idziemy? - usłyszałam za sobą.
- Nihal, a bogowie to wiedzą! - zaśmiał się Limo. - Przed siebie.
- Patrzcie! - pisnął Olie. - Pustynia!
- Odkrycie roku - uśmiechnęłam się do blondynka. - Co mówiła przepowiednia...?
- No o pustyni nic chyba akurat nie było - zastanowił się Luke.
- Jaskinie! Szukajmy jaskiń! - krzyknął Oliver. - Przepowiednia mówiła o jaskiniach! Na pewno! Jestem pewien!
- Spokojnie, Oliver, keep calm - mruknęła Evelyn, kładąc chłopakowi rękę na ramieniu. - Pamiętamy. Tylko tutaj chyba jaskini nie ma...
- No właśnie... - westchnęła Sophie. - Słuchajcie, nie wiem jak wy, ale  ja już się zmęczyłam...
- W sumie... można zrobić przerwę - ziewnął Erv.
- A co, zmęczony? - prychnęłam. - Słuchajcie, nie wiem jak wy, ale ja chcę zdobyć te zwoje jak najszybciej.
- Jaka niecierpliwa - westchnął chłopak.
Podszedł do mnie tak blisko, że musiałam mocno zadrzeć głowę. Jego orzechowe oczy błyszczały złowieszczo. Moje serce przyspieszyło.
- Nasza przecudowna Melissa zawsze jest niecierpliwa... samolubna... egoistyczna... - zaczął swoją litanię.
- Zostaw mnie, Enrique Rafaelu Valentinie Limo - wyszeptałam, spuszczając wzrok.
- Patrz na mnie, gdy do ciebie mówię! - złapał mój podbródek i zmusił, bym patrzyła wprost w jego źrenice.
- Zostaw ją - usłyszałam obok siebie.
- Nie, Luke... Ja muszę sama... - powiedziałam słabo.
- Erv, weź się ogarnij - pisnął ktoś obok.
- Oliver, odsuń się, bo i ty oberwiesz... - zaczęłam nienaturalnie szybko mrugać, mając nadzieję, ze dzięki temu uniknę hipnozy.
Ktoś zaczął ciągnąć mnie za rękę. Limo jednak nie miał zamiaru mnie puścić. Nie miałam pojęcia o co w sumie mu chodzi.
- Erv... proszę... - mruknęłam.
- Przeproś - powiedział.
- Za co?
- Erv, uspokój się... - w moim polu widzenia pojawiła się blond czupryna.
- Ale Rox...
- Co ci to da? - zapytała dziewczyna. - Zostaw.
Chłopak zgromił mnie wzrokiem.
- Nigdy nie obrażaj Enrique Rafaela Valentina Limo!
Puścił mnie. Nareszcie.
- Wiecie co... Chodźmy dalej.
***
Piasek był wszędzie. Wokół nas nie było nic oprócz piasku. Las zniknął nam już dawno z pola widzenia. Nogi zapadały nam się w grząskim, gorącym piasku... Pustynia to straszne miejsce.
- Melissa, wszystko w porządku?
- Tak, Luke. Dzięki za troskę... - mruknęłam po raz setny.
Chłopak znów przyspieszył krok i dołączył do Roxanne. Człapałam tuż za nimi. Za sobą nadal miałam mojego ulubionego kolegę - Erva. Jego śmiech niósł się wokół nas niczym jakiś czad.
Ta wyprawa będzie... długa.
_______________________________________________

Nananarirariraaa ;D
Jest i rozdział. Trochę dziwnie wyszedł, szczególnie końcówka, ale to akurat chyba wina mojej sytuacji z wczorajszego wieczora. Cóż, mam nadzieję, że się podobał.
Życzę weny dla kolejnych autorek ;***

Buziaczki.
Cupcake.

PS Wybaczcie, że nie komentuję ani nie dodaję rozdziałów. Coś się we mnie popsuło. Nie potrafię do Was porządnie WRÓCIĆ. Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie złe ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz