wtorek, 14 maja 2013

Rozdział Siódmy




Kolejny, "normalny" wakacyjny dzień.
       Wstałam o 8:00 rano. Słońce widniało już dość wysoko nad widnokręgiem, a na niebie nie było ani jednej chmurki, dzięki czemu mój wzrok był idealny. Podeszłam do szafy i szybko wybrała ubrania - co dziwne nie miałam tego dylematu "Co mam na siebie włożyć?!", jak większość dziewczyn. Założyłam ładny różowy T-shirt z nadrukiem "Don't worry be happy", krótkie, żółte spodenki i białe trampki. Długie, brązowe włosy związałam w wysokiego koka i założyłam na głowę żółtą opaskę bez ozdób.
       Zeszłam na dół i skierowałam się do kuchni. Przygotowałam i zjadłam szybko śniadanie (które składało się głównie z jednej kanapki z czarnym chlebem i serem, oraz kubka herbaty), po czym jak zwykle zasiadłam przed telewizorem, żeby obejrzeć poranne bajki. Przejrzałam szybko wszystkie interesujące kanały łudząc się, że może będzie jakiś fajny film. Od razu stwierdziłam: "Pamiętaj. Nigdy nie oczekuj ciekawych filmów z rana, bo to bez sensu... Zawsze leci jakieś dziadowskie talk show typu "El Show the Cristina"... -,-
       Po dłuższych poszukiwaniach zostawiłam włączony La 2. Akurat leciały "Przygody Animków". Nie lubię za bardzo tej bajki, ale nie było nic lepszego...
       Nagle usłyszałam dzwonek. Wstałam z kanapy i leniwie ruszyłam w stronę drzwi.
       Właściwie, to gdzie jest moja babcia? Zawsze pojawia się z nikąd i zaczyna na mnie krzyczeć, kiedy  "zatruwam sobie mózg" tymi głupotami z telewizji. Zapewne znowu zaszyła się w ogrodzie i piele swoje kochane kwiatuszki, a jej pomocnicą stała się Yuka, która też gdzieś zaginęła. No co? Lubię czasem powymyślać sobie różne historie.. Ale serio! Wyobraźcie sobie kota podlewającego kwiatki! Głupia jestem... Ale ocenianie mojego statusu mądrości zostawmy na później...
       Podeszłam do drzwi, przekręciłam zamek, po czym pociągnęłam za klamkę. Od razu ukazała się przede mną postać wysokiej, opalonej dziewczyny o dużych niebieskich oczach i złocistych włosach opadających falami na jej ramiona. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha. To jej widok sprawiał, że od razu zaczynałam promienieć, tak jak ona ciągle to robi. Jej optymizm zawsze mnie zarażał.
- Hejka, Eve! - zawołała blondynka i przytuliła mnie na powitanie.
- Hola, Maj! - przywitałam się i odwzajemniłam uścisk.
       Zaprosiłam przyjaciółkę do domu i usiadłyśmy na kanapie. Teraz zobaczyłam, że Maj jest ubrana w ładną turkusową sukienkę i śliczne, białe sandałki. Na jej ręce zauważyłam srebrną bransoletkę z zawieszką w kształcie gwiazdki, na której był wyryty napis "Firends Forever". Też taką mam. Tyle, że w kształcie księżyca. Kupiłyśmy je sobie rok temu jako symbol naszej przyjaźni. Uznałyśmy, że nigdy się nie skończy i mam nadzieję, że tak będzie!
- Dobra... Będziemy tak tutaj siedzieć? Serio? Chodźmy gdzieś! - powiedziała znudzona Maj patrząc na mnie prosząco.
- Ok. Tylko powiem babci - powiedziałam i ruszyłam w stronę szklanych drzwi na ogródek.
- Spoko! - zgodziła się zadowolona blondynka.
       Odsunęłam jedno skrzydło drzwi w bok i wyszłam na drewniany taras. Rozejrzałam się po ogródku i na końcu długiego trawnika, pod płotem ujrzałam moją babcie podlewającą kwiatki. Podeszłam do niej wesołym krokiem.
- Dzień dobry, babciu! - przywitałam się miło.
       Kobieta odwróciła się i spojrzałam w jej przyjazne oczy. Babcia była ode mnie o, co najmniej 10 cm niższa i miała bardzo charakterystyczne (jak na babcię) brązowe włosy do ramion. Ma 65 lat, ale wcale nie wygląda staro. Jej twarz jest pokryta niewielką ilością zmarszczek i wyróżniają się na niej duże zielone oczy, średni nos i małe, dość grube usta, które na mój widok wygięły się w miłym uśmiechu.
- Witaj, Evelyn - powiedziała swoim przyjemnym dla ucha głosem.
- Idę z Maj na spa... - nie skończyłam, bo poczułam znajomy dotyk na nodze.
       Spojrzałam w dół i ujrzałam moją ukochaną kotkę Yukę. Była ona rasy Egipski Mau. To jeszcze bardziej potwierdziło mnie w moim ostatnim stwierdzeniu, że przysłali ją do mnie egipscy bogowie. Wiem... uznacie, że jestem wariatką, ale czemu nie... Tylko wariaci są coś warci.**
- Hej, Yu! - wzięłam kotkę na ręce i mocno ją przytuliłam.
       Zwierzątko miauknęło tylko przyjaźnie i zaczęło miło mruczeć. Uwielbiam to!
- Co mówiłaś? - spytała babcia.
- A tak! Idę z Mai na spacer. Chcemy coś porobić, bo straszne nudy w domu... - powiedziałam żywo.
- Ahaa...
- Babciu? Znam ten tajemniczy ton! O co chodzi? - zapytałam z ciekawością.
- Cóż. Bo przyjeżdża dziś mój przyjaciel z Sitges. Zaproponowałam mu, że pojedziesz do niego na tydzień lub dwa. Możesz zabrać ze sobą Maj. - powiedziała z uśmiechem babcia.
- Naprawdę?! Możemy jechać nad morze?? Super! Na 100% w to wchodzimy! Lecę powiedzieć Maj! - zawołałam, postawiłam Yukę na trawie i pobiegłam szybko do salonu.
         Biegłam jak szalona, aż w końcu zatrzymałam się przed dziewczyną siedzącą na kanapie. Maj spojrzała na mnie z ogromnym zdziwieniem. Wzięłam głęboki oddech i uśmiechnęłam się szeroko
- Jedziemy… NAD MORZE! – krzyknęłam wesoło.
       Mai wstała z kanapy i pisnęła radośnie. Po chwili udało nam się ogarnąć. Naszczęście. Bo na pewno zdołała nas usłyszeć, co najmniej cała ulica, a po za tym kto się tak cieszy z wyjazdu nad morze? Przecież nie raz już tam byłyśmy, no ale… kto zrozumie szalone nastolatki… Ja z resztą uwielbiam nasze wariactwa!
- Ale jak tam pojedziemy? – spytała Maj, kiedy znowu siedziałyśmy na kanapie.
- Za jakąś godzinę przyjedzie kolega mojej babci i nas zabierze. – wyjaśniłam.
- A na ile? – dopytywała się wciąż blondynka.
- Na tydzień lub dwa! – zakrzyknęłam radośnie.
- Super! Ale musimy się chyba jeszcze spakować, nie? – stwierdziła Maj.
- W sumie racja… No to najpierw ja później ty, czy odwrotnie, albo się rozdzielamy? – podałam trzy propozycje.
- Yyy.. Rozdzielamy się! – powiedziała blondynka i wstała z kanapy.
       Odprowadziłam ją do drzwi i pożegnałyśmy się szybko. Maj mieszka niedaleko, więc zaraz będzie z powrotem, dlatego pobiegłam szybko po schodach do swojego pokoju. Wzięłam moją różową torbę podróżną z szafy i położyłam ją na łóżku. Włożyłam do niej kilka zestawów czystych ubrań, bieliznę, kosmetyczkę i inne duperele. Na koniec chwyciłam jeszcze telefon komórkowy i wepchnęłam go do kieszonki. Wszystko zajęło mi ok. 30 minut.
       Zbiegłam na dół i postawiłam torbę pod wieszakiem stojącym przy drzwiach. Skierowałam się do kuchni i wzięłam z szafki dwa batoniki zbożowe. Od razu rozpakowałam jednego i odgryzłam dość spory jego kawałek. Poczułam pod zębami smaczne zboże i pyszną białą czekoladę. Uwielbiam te batoniki!
       Weszłam znowu do przedpokoju i włożyłam swój rarytas o torby, po czym położyłam się na kanapie w salonie i zajadałam się batonem. Po pięciu minutach rozległ się dzwonek do drzwi. Zgniotłam papierek po słodkiej przekąsce i położyłam go na stole. Podeszłam do drzwi i pociągnęłam za klamkę.
- Buenos días, señorita. – powiedział wysoki, brązowooki blondyn na oko w moim wieku.
- Buenos días. O co chodzi? – zapytałam chłopaka.
       Blondyn sięgnął do swojej torby i wyjął z niej kilka listów oraz jakąś paczkę. Wyciągnął rękę w moja stronę podając mi pocztę i posyłając mi przy tym jakiś miły uśmieszek.
- Dziękuję. – uśmiechnęłam się miło.
- Proszę bardzo. Jak coś to ta paczka ode mnie. – mrugnął do mnie zalotnie i uśmiechnął się szeroko. – Żarcik.
- Ahaha… Czy to wszystko? Trochę tu wieje nudą, a po za tym czekam na koleżankę. – powiedziałam prosto z mostu.
       Chłopak na szczęście zrozumiał, że właśnie dałam mu do zrozumienia, że ma sobie iść, bo pożegnał się i odszedł w stronę furtki. Zamknęłam drzwi i przejrzałam szybko pocztę.
       Do babci, do babci, do babci, do mnie, do babci, do babci… zaraz, zaraz. Do mnie?! Wow! Jeszcze nigdy przedtem nie dostałam żadnego listu.
       Otworzyłam szybko beżową kopertę zaadresowaną do mnie. Wyjęłam z niej kartkę i przeczytałam szybko zawartość. Aha, ok. Znowu denne przeprosiny od debilnej Natalii, która próbuje mnie od jakiegoś miesiąca przeprosić za to, że nazwała mnie wariatką. Wywaliłam kartkę i kopertę do śmieci, a resztę poczty zaniosłam babci do pokoju. Jak tylko wróciłam do salonu rozległo się pukanie do drzwi i do domu weszła Maja.
- No to, co? Jedziemy na wczasy? – powiedziała śmiało.
       Zaśmiałam się serdecznie na jej widok i kiwnęłam energicznie głową. Sięgnęłam po torbę i wyszłyśmy przed dom. Słonce zaczęło miło grzać moją skórę. Uwielbiam to hiszpańskie słońce. Jest bardzo specyficzne.
       Spojrzałam na Maj. Jej włosy jakby zaczęły lekko błyszczeć. Od razu pomyślałam, że to przez moje wariactwo, ale nagle przypomniała mi się rozmowa z babcią sprzed dwóch miesięcy…


- Evelyn mogę Cię prosić na chwilę? – usłyszałam głos babci dobiegający z jej pokoju.
       Wstałam od razu z kanapy i skierowałam się do pokoju babci. Ujrzałam ją siedzącą przy stoliku pod oknem. Usiadłam obok niej i zaczęłam się jej uważnie przyglądać. Po dłuższej ciszy, odezwałam się.
- O co chodzi, babciu? – zapytałam zmartwiona.
- Muszę powiedzieć Ci coś bardzo ważnego. Być może mocno to Tobą wstrząśnie, ale musisz się o tym dowiedzieć. – mówiła babcia bardzo poważnie.
- Tak?
- Często zastanawiałaś się, dlaczego tylko to nie zginęłaś w tamtym wypadku, prawda. Dlaczego twoi rodzice umarli, a ty nie… Ja wiem. Odkryłam to jakiś czas temu, ale bałam się tobie powiedzieć. W końcu się jednak odważyłam, więc proszę mimo wszystko wysłuchaj mnie do końca.
       Kiwnęłam głową na tak i zrobiłam uważną minę.
- Twoje wyniki badań zawsze były inne od pozostałych dzieci. Inny niezidentyfikowany rodzaj krwi, dziwne DNA… Postanowiłam to zbadać. Zebrałam wszystkie potrzebne materiały: wyniki, diagnozy itd. I zabrałam się za przeprowadzanie badań. Po jakimś czasie udało mi się odkryć, że ty… Ty nie jesteś całkowicie człowiekiem. Jesteś półbogiem. Twoim ojcem jest Horus, on przyniósł cię tutaj…
- Słu...słucham?? – wyjąkałam. Miałam totalny mętlik w głowie… nie wiedziałam, co myśleć… Nie rozumiałam.
- Mam też pewne podejrzenia, co do Mai…
       Teraz siedziałam skamieniałam i tępo gapiłam się w ścianę. Burza myśli rozpętała się w mojej głowie i nie mogłam jej opanować.


       To była dziwna rozmowa. Nie wiem, czy do dzisiaj całkiem zrozumiałam, o czym ona była… Nie mogę pojąć jak to możliwe, że jestem córką boga. Przecież, przecież to niemożliwe… A może.. nie mam pojęcia.


       Siedziałyśmy z Maj w samochodzie starego faceta – przyjaciela babci, który przestawił się jako Frederico. Mężczyzna włączył radio i akurat leciała moja ulubiona piosenka. Tak się składało, że Maj też ją całkiem „znosiła” i zaczęłyśmy razem ją śpiewać. Fred wcale się nie denerwował tylko śmiał z naszych głupot. Raczej wytrzymamy z nim w jednym domu przez dwa tygodnie. Jest spoko!
       Po półtorej godziny wesołej jazdy samochodem (wystawiania głów przez okna, śmiania się z byle czego, ganiania much, tańczenia Gangnam Style, itd.) dojechaliśmy do małego, ładnego domku niedaleko plaży.
       Wysiedliśmy z samochodu i skierowaliśmy się do domu. Weszłyśmy z Maj pierwsze i rozejrzałyśmy się po pięknym domu. Wystrój był bardzo ładny. Taki jasny i delikatny. Zostawiłyśmy torby przy wejściu i postanowiłyśmy rozejrzeć się po okolicy.
- Frederico! Wychodzimy! – krzyknęłam do znajdującego się na drugim piętrze mężczyzny.
- Bueno, bueno! – zawołał swym lekko chrapliwym głosem.
       Wyszłyśmy z Maj z chatki i rozejrzałyśmy się wokoło. Na północ od chatki znajdowała się plaża, na południe niewysokie góry, na zachód miasto, a na wschód druga część plaży.
- O jacie! – zawołała Maj. – Patrz jaki klif!
       Zerknęłam na wysokie urwisko, które pokazywała ręką. O jego podstawę roztrzaskiwały się fale morza. Poczułam, że Maj ma znowu jeden ze swoich szalonych pomysłów na przygodę.
- Nie mów, że chcesz tam iść… - powiedziałam mając cichą nadzieję, że to nieprawda.
- No jasne! – zawołała. Zrobiłam smutną i zniechęconą minę. – Oj, przestań! Będzie extra, zobaczysz.
- Tsaa… - jęknęłam.
       Ruszyłyśmy szybko w stronę wysokiego klifu. Z każdym krokiem pięłyśmy się coraz wyżej. W końcu stanęłyśmy na szczycie. Spojrzałam ze strachem w dół. Na oko było to około 15 m. a na samym dole ujrzałam ogromne fale mogące zabić wszystko, co tylko w nie wpadnie. Przerażona cofnęłam się o trzy metry.
- Oj, nie bądź cykor! – zawołała Maj i podeszła do krawędzi klifu.
- Maja, błagam przestań! Nic dobrego z tego nie wyniknie! – krzyczałam na dziewczynę, ale ta nadal szła dalej.
       W końcu stała na samiutkiej krawędzi.
- ŁUUHUU!! Ale faza! – zawołała z radością.
       Nagle zawiał mocny wiatr i blondynka zaczęła się chwiać. W końcu nie udało się jej utrzymać równowagi i wiatr zepchnął ją w przepaść.
- AAAAAAA!!! – krzyczała ze strachu Maj.
- NIEEEEE!!! Maj!!! – podbiegłam do krawędzi i upadłam na kolana.
       Nie było już jej widać. Nie było słychać. Cisza.
- Niee! Nie, nie, nie… - beczałam i waliłam pięściami w ziemię. Łzy spływały jak strumienie po moich policzkach.
       Nagle przypomniał mi się TAMTEN dzień. Kiedy straciłam rodziców przybranych rodziców.
       Pamiętam krzyk rodziców. Kłócili się. Nie wiem, o co… Mam nadzieję, że nie o jakąś głupotę.. Nagle błysnęły światła i usłyszałam głośny klakson. Ojciec wydarł się głośno i po chwili nasz samochód został do połowy zgnieciony przez tir. Jednak ja nadal żyłam… Byłam tylko strasznie poobijana i wyczerpana.. ale żyłam. A oni nie. Często się za to obwiniam. Mimo, że nie byli moimi rodzicami, to ich kochałam. Bardzo, jak na 4-letnie dziecko.
       Dziś znowu straciłam ukochaną osobę. Taką, do której nawet bardziej byłam przywiązana. Zginęła i to w tak głupi sposób. Przez głupią zabawę…
       Postanowiłam uczcić jakkolwiek jej śmierć. Rozejrzałam się wokoło. Dojrzałam niedaleko kilka kwiatków. Podniosłam się chwiejnie z ziemi i podeszłam do krzaków. Zerwałam roślinki i podeszłam znowu do krawędzi. Uklęknęłam powoli i położyłam bukiecik kolorowych kwiatów. Wstałam i cofnęłam się. Po chwili znowu zawiał wiatr. Porwał w swe objęcia roślinki i spowodował kolejny strumień moich łez…



~~~~~~
** Kolejny cytat Alexy :D Ale Twoje cytaty są tak cudowne! :* Bardzo do mnie przemawiają, a tutaj po prostu nie mogła nipisać nic innego :P 

Pff… coś tam jest. xD
Nie wiem.. jakoś mi się nie podoba… Miało być w ogóle inaczej! No, ale dobra.. Same oceńcie :* Wiedzcie, że się starałam ^^
Pozdrawiam mocno i życzę weny Clar! Czekamy na Twoją notkę! <3
~Eveline. ;*
p.s. Alexa, sorry, że tak przeciągnęłam to wszystko, ale tak jakoś wyszło… Mam nadzieję, że się nie gniewasz i Twoja mądra głowa wymyśli jakieś wyjście z tej sytuacji :D Czymam kciuki :*

4 komentarze:

  1. Ten cytat to z Alicji ^^. Ojej jak szkoda. Biedna Mai, a były takie szczęśliwe ;(. Już lubię Evelyn, jej imię trochę kojarzy mi się ze zwiadowcami tylko, że tam była Evanlyn. Cudowny *.* i czekam na następny rozdział z nią. I co z tym przyjacielem babci? Czy on również ma związek z tym boskim światem ^^? Clar, już nie mogę się doczekać i jeszcze raz życzę ci weny ;**.
    Pozdrawiam,
    Honeyed Girl.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oh ale wspaniały rozdział *_* Eve nie mogę pisać bo jestem na komórce i internet mi siada :/ obiecuję, że skomentuje jutro :) Ale mam tylko jedną uwagę..To nie jest MAJA :( to Maj :) we wszystkich przypadkach tak samo się odmienia :*
    Biuziake!

    OdpowiedzUsuń
  3. YEY! W KOŃCU MAM CZAS NA KOMEEEEEENTARZ!! ♥
    Strasznie podobał mi się ten rozdział *o*
    Był taki naprawdę, naprawdę, naprawdę magiczny!!
    I loooove it <3
    Na początku zaczyna się spokojnie.. a potem MAI <3
    falalalalalal głupawki zawsze spoko :3
    Yey! Jadą nad morze!
    O kurde!
    Kocham morze!
    Świetny pomysł! <3
    I to wspomnienie O.O
    Powiem, że jak czytałam miałam ciarrrry :D
    Truly .
    Nom i ten i OPPA GANGNAM STYLE! :D
    Heeeei, sexy ladies <3
    Nieważne :D
    Śliczna okolica, klif i owoawo <3
    Me gusta :D
    A potem się popłakałam.
    Płakałam jak dziecko.
    Dlaczego zrobiłaś to Mai? T.T
    Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!
    Ech :<
    Śmierć jest okrutna :C

    No nic, czekam z niecierpliwością na nn, a tobie Eve gratuluję cudownych pomysłów! Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem! SPÓŹNIONA, ale jestem ;d
    Rozdział bardzo mi się podobał jest naprawdę świetny *.*
    A jak oglądanie porannych bajek, mmm przypominają mi się wakacje, ale już niedługo nadchodzą nowe i cieszmy się ;d
    Wygłupy z Maj ;D Zawsze spoko.
    I podróż nad morze, mmm *.* Wakacje pełną parą! ;D
    Wygłupy w samochodzie, też je uwielbiam, GANGAM STYLE! OPPPA, OPPA;d
    Domek nad morze, me gusta ;D
    A no i jeszcze ten listonosz ;d Gościu jest fajny ;>
    Och i ach, morze, klif, krajobrazy.
    Wygłupianie się nad przepaścią i w końcu bum! O kurczę ale to chyba nie, no ten, nie uśmiercenie Maj, tak na kabum? ;o
    Piękne, przypomniała mi się scena z Igrzysk Śmierci, kurczę co znowu niedawno czytałam i tak mi się skojarzyło ;d
    Czekam na kolejne rozdziały xd
    Pozdrawiam
    ~Hermionija.

    OdpowiedzUsuń