niedziela, 19 maja 2013

Rozdział dziewiąty

Leżałam na ciepłym piasku, na niebie nie było ani jednej chmurki a słońce grzało niemiłosiernie, myślałam, że to w Los Angeles upały były okropne ale tutaj było tysiąc razy gorzej. Niepewnie podniosłam się na nogi i rozejrzałam. Wszędzie gdzie spojrzałam był piasek, na horyzoncie zobaczyłam szpiczaste czubki piramid. Świetnie, znowu to samo, błądzę gdzieś po egipskiej pustyni. No ciekawe co tym razem mnie spotka? Otrzepałam się z piasku i ruszyłam w stronę piramid. Czekał mnie dość długi spacer przez pustynię a byłam dosłownie z niczym. Szłam przez pustynię dość długo aż w końcu trafiłam na las. No tak, las na pustyni, całkowicie normalne nie? Tak samo jak krowa plącząca się między drzewami... CHWILA! Skąd tu krowa?! Ja chyba tracę rozum. Potrząsnęłam głową z nadzieją, że to tylko fatamorgana czy coś podobnego ale zwierzę nie zniknęło tylko podeszło do mnie i pochyliło głowę. No świetnie! Kłaniają mi się krowy, co następne? Może zwierzęta zaczną gadać? Nie musiałam długo czekać, w krzakach usłyszałam syk węża, krowa uciekła a przede mnie wypełzł wielki gad o zielono-czerwonych łuskach. Zaczęłam się cofać szykując się do ucieczki a wąż powolnie podpełzał do mnie. W powietrzu pojawiła się zielona mgła a gad zaczął coś mówić w niezrozumiałym dla mnie języku, ale miałam dziwne wrażenie, że to nic dobrego. Po chwili gad zaczął znikać, aż w końcu rozmył się w zielony dym, który zaczął się zagęszczać. Po kilku minutach zaczęłam się dusić, dym drażnił mi oczy i gardło, przed oczami pojawiły mi się czarne plamy i poczułam się jakbym leciała w dół i wszystko rozmyło się w czarną plamę. W ciemności nic nie widziałam, potem zaczęły pojawiać się jakieś obrazy, oko przypominające kształtem oko kota, piramidy, kobieta o brązowych włosach z nakryciem głowy przypominającym rogi ustawione pionowo, twarz chłopaka o ciemnych oczach...
***
-Nihal, wstawaj.-głos Zoe był stłumiony jakbym była pod wodą.
Gwałtownie przewróciłam się na bok co poskutkowało spadnięciem z kanapy. Wymamrotałam coś niezrozumiałego i rozłożyłam na miękkim dywanie.
-Jak się spało młoda?-zaśmiała się Zoe.
-Jak randka?-odpyskowałam przecierając oczy.
-Nie było żadnej randki.-odpowiedziała a ja oberwałam poduszką-Czemu spałaś na kanapie?
-Eee...jakoś tak wyszło.-wzruszyłam ramionami.
Sama do końca nie wiedziałam co się stało, pamiętałam tylko jakiś syk, później urwał mi się film. Nigdy nie okłamywałam Zoe, ale to było zbyt dziwne, poza tym nie chciałam jej martwić. To nie był pierwszy taki przypadek, że przytrafiało mi się coś dziwnego, kiedyś na chemii przypadkiem wysadziłam palnik chociaż tylko go dotknęłam, innym razem kiedy jeden z chłopaków z klasy mnie wkurzył zapaliły mu się włosy, jeszcze kiedyś na wycieczce klasowej do rezerwatu przyrody zaatakowały mnie jakieś liany. Poza dziwnymi przypadkami były jeszcze moje sny, zawsze wydawały się strasznie realistyczne a jednak nie mogły być prawdziwe, zawsze zaczynały się tak samo: budziłam się na pustyni i widziałam piramidy, później zawsze działo się coś dziwnego na przykład kiedyś latałam na wielkim, ognistym ptaku. Nie mówiłam o tym Zoe, to przecież tylko sny nie?
-Która godzina?-zapytałam przeciągając się.
-Dziewiąta.-Zoe wzruszyła ramionami.
-Już?-zrobiłam wielkie oczy-Czemu mnie nie obudziłaś? Już jestem spóźniona na zajęcia!-zawołałam podrywając się z podłogi.
-Spokojnie młoda, nie idziesz na lekcje.-odpowiedziała ze stoickim spokojem Zoe a w jej oczach zobaczyłam tajemniczy błysk.
-Jak to? Co się stało? No nie żeby mi to przeszkadzało.-zapytałam.
Na twarzy Zoe odmalowała się niepewność, dała mi znak ręką żebym usiadła. Nigdy wcześniej nie widziałam jej z takim wyrazem twarzy i naprawdę zaczynałam się bać, coś musiało się stać. Niepewnie usiadłam obok niej, odgarnęłam włosy z czoła i spojrzałam na nią z niemym pytaniem.
-Ty nic nie zrobiłaś.-zapewniła mnie kobieta.
-Co się stało?-zapytałam.
Zoe spuściła wzrok, westchnęła a ja doszłam do wniosku, że zbiera się do zrobienia czegoś, co nie było zbyt łatwe.
-Nic się nie stało, no nie do końca...pamiętasz jak pytałaś o swoich rodziców?-spytała nadal na mnie nie ptarząc.
Poczułam jak coś mnie od środka ściska a po kręgosłupie przechodzi mi zimny dreszcz. Natychmiast się wyprostowałam, moje oczy zabłyszczały i rozbudziła się we mnie ciekawość. Może w końcu się czegoś dowiem.
-Powiesz mi w końcu coś o nich?-zapytałam z nadzieją.
-Młoda, wiem jak bardzo ci na tym zależy, ale to nie jest prawda jakiej oczekujesz...nawet nie wiem czy to zrozumiesz, wiem, że może to być trudne do zrozumienia, ale musisz już wiedzieć.-zaczęła.
Poczułam się jakby w głowę ktoś mnie porządnie walnął, po twarzy Zoe poznałam, że jest śmiertelnie poważna. Może jej słowa trochę mnie wystraszyły, ale jednocześnie rozbudziły we mnie ciekawość. Co to była za wielka tajemnica? Czemu przez tak długi czas ją przede mną ukrywała?
-Zoe, obojętnie co to jest muszę wiedzieć skoro to dotyczy mnie.-powiedziałam patrząc jej prosto w oczy.
-Okey, okey...-westchnęła kobieta-Możesz mi nie wierzyć, na twoim miejscu sama bym nie uwierzyła...-urwała na chwilę-Pamiętasz jak byłaś mała a ja opowiadałam ci o egipskich bogach?
-Tak, ale co to ma wspólnego z moimi rodzicami?-zapytałam zbita z tropu.
-To nie były zwykłe bajki...ci wszyscy bogowie naprawdę istnieją i...i zdaża się, że mają dzieci ze śmiertelnikami...
Nie! To nie może być prawda! Przecież...no przecież to było takie nierealne! Istnienie jakichś bogów? Sama nie mogłam w to uwierzyć, ale coś w mojej głowie mówiło mi, że Zoe powiedziała prawdę. Nagle wszystko zaczęło się jakoś logicznie układać, Zoe nigdy nie mówiła mi o mamie...
-Zoe, czy...czy jakaś bogini jest moją...?-wydukałam a głos mi drżał.
-Bogini Izyda, patronka rodzin i magii.-usłyszałam w odpowiedzi.
Czy to normalne, że tak szybko uwierzyłam? Nie wiem, ale coś we mnie po prostu czuło, że to prawda. Spróbowałam sobie coś przypomnieć o Izydzie, jej świętym zwierzęciem była krowa...jak w moim śnie! Tam pokłoniła mi się krowa.
-Ale czemu...czemu dopiero teraz mi to mówisz?
-A pamiętasz te wszystkie dziwne wypadki?-odpowiedziała mi pytaniem, ja tylko pokiwałam głową potwierdzająco-To nie były wypadki, po prostu czasami zdażało ci się nieświadomie używać twoich mocy, ostatnio zdażało ci się to dosyć często, dlatego uznałam, że powinnaś trafić do obozu...
-Jakiego obozu?-zrobiłam wielkie oczy.
-Obozu Herosów, to miejsce, w którym dzieci bogów uczą się wykorzystywać swoje umiejętności, tam jesteście też bezpieczni.-wytłumaczyła mi.
-Bezpieczni? A co nam grozi?-zdziwiłam się.
-Może ty tego nie odczułaś ale istnieje wiele potworów, które mogą próbować was zabić a poza potworami istnieje też wiele innych niebezpieczeństw...
-Więc jakim cudem ja z żadnym z nich się nie spotkałam?-zapytałam.
Zoe znowu westchnęła ale nie odmówiła mi odpowiedzi.
-Widzisz Nihal, to nie tak, że byłam po prostu znajomą twojego taty...kiedy on umarł Izyda poprosiła mnie, żebym się tobą zajęła a ja z jej pomocą przez te wszystkie lata starałam się ukrywać twoje pochodzenie ale nie można tak cały czas, kiedy byłaś młodsza nie było z tym problemu, ale im jesteś starsza, tym łatwiej zorientować się kim jesteś.-wyjaśniła.
-Zoe...kim ty jesteś?-zapytałam.
Było dla mnie jasne, że moja opiekunka nie była najzwyczajniejszym, szarym człowiekiem jednak nie miałam pojęcia kim może być.
-Kiedyś się dowiesz.-odpowiedziała tajemniczo.
Spuściłam głowę a włosy zasłoniły moją twarz.
-Opiekowałaś się mną bo musiałaś?-to brzmiało prawie jak stwierdzenie.
Byłam jej wdzięczna, za to ile dla mnie zrobiła przez te prawie siedemnaście lat, ale w głowie siedziała mi ta uporczywa myśl, że Zoe wzięła mnie do siebie bo tak jej kazała jakaś bogini, która miała być moją matką.
-Nie mała. Nawet tak nie myśl, proszę.-poczułam jak ciepłe ramiona kobiety mnie do niej przyciągają-Wierz mi, ten cały czas z tobą był dla mnie naprawdę...no nie wiem jak to określić, jesteś dla mnie jak siostra albo i nawet córka, gdybym mogła nie wysyłałabym cię do obozu, ale to konieczne i na pewno ci się tam spodoba.-powiedziała przytulając mnie.
Uniosłam głowę i spojrzałam w jej zielone oczy, nie kłamała, widziałam to. Niepewnie się uśmiechnęłam a ona odwzajemniła ten gest.
-A gdzie to jest?-spytałam po chwili milczenia.
-W Afryce.
-To dosyć daleko, jak ja mam tam się dostać? Będziemy się widywać?-spytałam.
-O nic się nie martw, nie będziesz tam cały czas...Wczoraj spotkałam się z takim jednym znajomym, on cię tam zabierze.-odpowiedziała.
-Kim on jest?
-Wszystko ci wytłumaczę, ale najpierw leć się spakować, tylko nie bierz za dużo.-odpowiedziała Zoe.
Bez słowa skinęłam głową i pobiegłam do mojego pokoju. Wyciągnęłam z szafy torbę i zaczęłam do niej wrzucać wszystko, co wpadło mi w ręce. Ubrania, telefon, paczka żelków, szczotka do włosów, ładowarka do telefonu...na koniec dziwiłam się, że wszystko się zmieściło i nawet bez problemów zamknęłam torbę. Jak to Zoe mówiła "Nihal potrafi". Na koniec zorientowałam się, że jeszcze nie ogarnęłam się więc szybko się przebrałam w niebieskie, krótkie spodenki i białą bokserkę, włosy związałam w wysokiego kitka a na powiekach zrobiłam delikatne, czarne kreski. Kiedy sprawdziłam, czy zrobiłam wszystko wróciłam do salonu, w którym poza Zoe siedział wysoki facet, mający na oko nie więcej niż trzydzieści lat, rozczochrane brązowe włosy i oczy w kolorze ciepłej czekolady, kiedy wypadłam z mojego pokoju uśmiechnął się do mnie.
-Więc to jest ten spec od wysadzania korków?-odezwał się.
Delikatnie się zarumieniłam i spuściłam wzrok.
-Tooo...tak tylko przypadkiem...-wymamrotałam.
-Nihal, to jest Husam, jest synem syna Thota, boga czasu i córki Hathor, bogini ziem obcych.-przedstawiła go Zoe.
-Ekhem...miło poznać.-odezwałam się niepewnie.
-Wzajemnie, jesteś gotowa?-zapytał Husam podając mi rękę.
-Gotowa na co?-odpowiedziałam pytaniem ściskając jego dłoń.
-Nihal, Husam zabierze cię do obozu.-odezwała się Zoe.
-Ale...jak?
-Po rodzicach mam pewną...umiejętność, potrafię przenosić się w różne miejsca na Ziemii w bardzo małych odstępach czasu.-wyjaśnił Husam.
Dopiero teraz zaczynała do mnie docierać świadomość, że niedługo będę musiała zostawić Zoe, znajdę się w innym miejscu strasznie odległym od domu, nikogo nie będę tam znać i miałam praktycznie zerowe pojęcie o całych tych boskich sprawach. Zaczynałam się bać, serce zaczęło mi bić z nienaturalną szybkością, poczułam dziwny ucisk w gardle a oczy zaczęły mnie piec. Czułam się trochę jakbym miała iść nieprzygotowana do odpowiedzi a trochę jakbym miała się rozpłakać. Z jednej strony chciałam tam trafić, musiałam się dowiedzieć więcej o sobie, o tym kim jestem, chciałam poznać innych półbogów, ale z drugiej strony nie chciałam odchodzić od Zoe, czułam się po prostu rozdarta.
-Powinniśmy już się zbierać.-odezwał się Husam-Nie bój się młoda, poradzisz sobie.-poklepał mnie po ramieniu.
-Dasz sobie radę.-Zoe uśmiechnęła się do mnie, ale wiedziałam, że też jest jej ciężko.
-Dziękuję...za wszystko.-powiedziałam przytulając się do niej.
-Nie przewróć obozu do góry nogami.-odpowiedziała Zoe odwzajemniając uścisk.
-Postaram się.-uśmiechnęłam się lekko i odsunęłam się.
Poczułam na ramieniu dłoń Husama, odwróciłam głowę i popatrzyłam na niego.
-Przypilnuję jej.-powiedział do Zoe-Złap się mnie.-dodał, tym razem skierował słowa do mnie.
-Yhym...-mruknęłam i złapałam się jego ramienia.
-Do zobaczenia.-powiedziała Zoe.
Poczułam, że ucisk w gardle narasta i nie mogłam już nic powiedzieć więc tylko pokiwałam głową i zamknęłam oczy.
Nie umiem opisać tego, co działo się podczas teleportacji. Najpierw poczułam się jakby owiewał mnie ciepły wiatr, później jakbym jednocześnie była tysiącem małych kawałków a jednak byłam nadal w moim ciele, czułam się jakbym leciała z niewiarygodną szybkością ale jednocześnie owiewał mnie tylko ciepły, delikatny wiaterek. Nadal trzymałam się ramienia Husama, przez ramię miałam przewieszoną torbę, przez dłuższą chwilę czułam zapach oceanu, nie minęło kilka minut a zniknął i równocześnie zrobiło się cieplej. I nagle wszystko przerwał głośny trzask, coś rozbłysło i poczułam jak spadam. Na swoje nieszczęście otworzyłam oczy i zobaczyłam pod sobą tropikalny las. Ziemia zbliżała się z niewiarygodną szybkością, mimowolnie krzyknęłam i chwyciłam mocniej torbę. Nie chcę umierać, nie tak! Nie umrę rozbijając się na mokrą plamę na drzewach! Zdeżenie z koronami drzew nie było aż takie złe, liście były miękkie i wyhamowały upadek, ale gałęzie utrzymujące je zaczęły się łamać i znowu zaczęłam spadać. Obiłam się trochę a gałęzie mnie podrapały, upadek na ziemię lekko wyhamowały krzaki ale za to podrapałam się jeszcze bardziej. Niepewnie podniosłam się na nogi, które trzęsły się jakby były z galarety. Oparłam się o pień jakiegoś drzewa i odczekałam chwilę. Kiedy już się uspokoiłam rozejrzałam się starając się zorientować w terenie, miałam szczęście, niedaleko widziałam jak drzewa się przeżedzają. Ruszyłam w tamtą stronę mając nadzieję, że znajdzie się tam ktoś, kto mi pomoże. Czułam wzmagający się wiatr, jakby miało nadejść tornato. Włosy rozwiewały mi się na wszystkie strony co chwila wpadając mi w oczy. Co się właściwie stało? Czemu spadłam? Co to był za błysk? Co się stało z Husamem? Po kilku minutach między drzewami zobaczyłam otwartą przestrzeń, niedaleko była spora grupka ludzi w moim wieku, chłopacy i dziewczyny. W oczy rzucił mi się jeden z nich, chłopak o czarnych włosach i ciemnych oczach. Stanęłam jak wryta. Co powinnam zrobić? Wydawali się zajęci własnymi sprawami ale mogli być też dla mnie jedyną pomocą. Z drugiej strony co oni tu robili? Starając się być jak najciszej (czyli w moim przypadku wydając jak najmniejszą ilość szelestów i łamiąc kilka suchych gałązek) usiadłam między krzakami tak, żeby mnie na razie nie zauważyli i postanowiłam poczekać na rozwój wypadków.
~~~~~
Napisałam po trzech dniach walki z leniem ^^. Dziękuję Kath za pomoc i motywowanie mnie. Wybaczcie mi, że ostatnich rozdziałów nie komentowałam ale ostatnio głównie robię wszystko z telefonu. Zapewniam, wszystko przeczytałam i naprawdę, czuję się jakbym znajdowała się wśród geniuszy i nie dorastam Wam do pięt, mam nadzieję, że jednak jakoś daję radę. Następny rozdział przypada Hermioniji, więc życzę Ci weny :3. No więc trzymajcie się herosi, czarodzieje, padawani i w ogóle wszyscy, ja idę spać :*.
~Wasza Des

1 komentarz:

  1. Uuuu Świetny ^^.
    Husam, syn boga czasu i córki Hathor, już go lubię ;p.
    Tylko dlaczego już któryś z kolei chłopak ma czekoladowe oczy ;p?
    Czyli Nihal znalazła się w obozie...
    I kim tak naprawdę jest Zoe?
    Ach chciałabym już następny ;). Ale trzeba czekać. Ja również życzę jak najwięcej weny Hermioniji i pozdrawiam,
    Honeyed Girl.

    OdpowiedzUsuń