Wpatrywałam się przed siebie słuchając opowieści siedzącej naprzeciwko mnie blondynki, co jakiś czas wybuchając śmiechem. Mówiła o tym, jakie życie wiodła w Anglii z muzykiem, choreografką i Aresem u boku. Ares to pies, a nie greckie bóstwo, rzecz jasna. Obok mnie siedział pulchny blondyn o dziecięcej twarzy, zasłuchany w opowieść. Nagle, ni z tego ni z owego, trącił mnie w ramię.
- No co tam, Oliver? - zapytałam z uśmiechem.
- Mogłabyś nas sobie przedstawić - mruknął, uśmiechając się słodko.
- Oliver, es decir Roxanne, Roxie to Oliver. Zadowolony?
Chłopak pokiwał ochoczo głową. Roxanne niespodziewanie zmieniła temat.
- A ty, jak się tu znalazłaś...?
- Tak jakoś wyszło - mruknęłam niechętnie. Nie lubiłam mówić o sobie. Nigdy mnie to specjalnie nie kręciło. Szukając jakiegoś odpowiedniego tematu zastępczego, zauważyłam brak syna bogini Maat w przedziale. - Avete notato, jak długo nie ma Lucasa...?
Blondynka wzruszyła ramionami, a w oczach Olivera zagościł strach. Naprawdę, nie chciałam go wystraszyć, jednak Olie, jak to Olie, wcisnął się w siedzenie najgłębiej jak mógł i schował twarz w pulchnych łapkach.
- No co tam, Oliver? - zapytałam z uśmiechem.
- Mogłabyś nas sobie przedstawić - mruknął, uśmiechając się słodko.
- Oliver, es decir Roxanne, Roxie to Oliver. Zadowolony?
Chłopak pokiwał ochoczo głową. Roxanne niespodziewanie zmieniła temat.
- A ty, jak się tu znalazłaś...?
- Tak jakoś wyszło - mruknęłam niechętnie. Nie lubiłam mówić o sobie. Nigdy mnie to specjalnie nie kręciło. Szukając jakiegoś odpowiedniego tematu zastępczego, zauważyłam brak syna bogini Maat w przedziale. - Avete notato, jak długo nie ma Lucasa...?
Blondynka wzruszyła ramionami, a w oczach Olivera zagościł strach. Naprawdę, nie chciałam go wystraszyć, jednak Olie, jak to Olie, wcisnął się w siedzenie najgłębiej jak mógł i schował twarz w pulchnych łapkach.
Chcąc uspokoić przyjaciół szybko powiedziałam:
- Pewnie siedzi w jadalni i zagaduje jakieś półboginie, o algo... Wiecie, jak jest - uśmiechnęłam się do blondyna pokrzepiająco.
Chłopak nie wyglądał na całkowicie przekonanego, wciąż siedział z rękami przy twarzy, z kolei Roxanne wzruszyła ramionami i wróciła do rozmowy.
Udawałam, że słucham, co jakiś czas potakując lub śmiejąc się z blondynką. Oliver powoli się rozluźniał i zaczął udzielać się w dyskusji. Po jakimś czasie wyłączyłam się setny raz tego dnia.
Powieki powoli zaczęły mi opadać, a głosy rozmowy oddalały się...
Nagle, prosto w oczy zaczęło mi świecić jakieś światło. Kiedy wstałam, żeby zasłonić okno, zdałam sobie sprawę, że jestem na łódce. "To tylko głupi sen..." - pomyślałam, próbując się wybudzić. Jednak wciąż otaczało mnie jedno z mazurskich jezior. Za mną siedział patykowaty mężczyzna z gniazdem z wypalonych od słońca blond włosów, w okrągłych okularach na lekko garbatym nosie i dobrotliwym spojrzeniu niesamowicie błękitnych oczu. Przede mną zaś opalała się szczupła szatynka, której włosy były tak cienkie, że mogłabym je policzyć, za to miała nieziemskie oczy - tak zielone jak trawa po deszczu. Śmiali się z czegoś.
- Melie, siadaj. Chcesz pokierować łódką...?
Usiadłam obok Patricka.
- Pokażę ci, jak to się robi... - mężczyzna powoli uczył mnie co i jak, a Sylwia przyglądała się wszystkiemu uważnie. - Rozumiesz...?
- Powiedzmy - mruknęłam, a mój opiekun, ojczym czy jak go tam zwać wcisnął mi ster w dłoń i poszedł na czub łodzi (czy jakkolwiek się to nazywa), do szatynki.
Starałam się kierować łodzią, kiedy nagle zauważyłam przed nami jakiś wielki głaz wystający z wody. Patrick i Sylwia akurat byli baaaardzo zajęci sobą nawzajem, kiedy coraz bardziej się do tego zbliżaliśmy.
- Ej... EJ! POMOCY! PATRICK! SYLWIA! - darłam się.
Z wody wyłoniły się jakieś ogromne macki. Wrzeszczałam coraz bardziej. Patrick oderwał się od kobiety i podsunął się do mnie. Przejął ster i zaczął na mnie krzyczeć.
- Nie dasz nam chwili spokoju, ty cholerne dziecko. Steru nie umiesz skręcić?!
Łzy zaczęły płynąć mi po policzkach. Macki rozpłynęły się w powietrzu, a łódka sprawnie ominęła głaz.
- Nie rycz. Słyszysz? NIE RYCZ!
Ten palący ból na policzku. Ten wstyd. To wszystko.
Ta potężna wichura, która nagle się zerwała. Krzyki wokół mnie...
- Melisso! Ej, no, Ziemia do Jones! - ktoś mną potrząsał.
Powoli otworzyłam oczy.
- Uspokój to! Proszę! - piszczał Oliver, wciśnięty w siedzenie.
Po przedziale hulał wiatr, pomimo zamkniętego szczelnie okna. Wokół nas wirowały ubrania, kosmetyki, podręczniki, gazety...
Wzięłam głęboki oddech. Wicher muskał mnie czule po twarzy, zapewne znów robiąc mi "porządek" na głowie. Wraz z moim oddechem uspokajał się i wiatr. Po chwili moje włosy opadły swobodnie na ramiona.
- Ya - uśmiechnęłam się.
- Melissa, kurcze, co ci się śniło? Tak strasznie krzyczałaś, a... a potem jeszcze ten wiatr! - Roxanne z troską na twarzy opadła na siedzenie.
Pokręciłam głową i mruknęłam tylko:
- Nichts.
Siedzieliśmy w ciszy. Zakłócało ją tylko stukanie pociągu po torach i bzyczenie ledwo żywych much przy oknie. Czułam na sobie wzrok przyjaciół. "Mogliby się tak nie gapić - pomyślałam. - Chociaż w sumie niecodziennie brunetka zasypia w przedziale pociągu, rozpętując przy tym wichurę... Też pewnie bym się zastanawiała, o co może chodzić..."
Po jakimś czasie, kiedy zaczęłam czytać jakąś książkę, która wpadła mi w ręce, dobiegł mnie osobliwy dźwięk. Podniosłam wzrok, napotykając zdziwione spojrzenie blondynki. Rozejrzałam się wokół siebie i zobaczyłam blondyna w pozycji embrionalnej z kciukiem w ustach.
- Capacidad - zachichotałam.
- Co?
- No, śpi - wybuchłam niepohamowanym śmiechem, który zbudziłby umarłego. Roxanne też zaczęła się śmiać, jednak nawet rżenie dwóch nastolatek z atakiem głupawki nie obudzi śpiącego syna boga Besa.
Kiedy (w końcu!) nam przeszło, wróciłam do lektury. Nie mam pojęcia o czym czytałam. Ciągle po głowie chodziły mi obrazy ze snu... wspomnienia.
Doskonale pamiętam ten dzień. Przez wichurę mało nie zabiłam moich opiekunów. Właśnie wtedy dowiedziałam się o moich bosko-egipskich korzeniach...
Przewracałam kartkę za kartką, czas mijał... a brunet nadal nie wracał. Zaczęłam się powoli martwić.
- Wiecie co? Trochę za długo trwa to... hm... sortie Lucasa...
- Nom - pokiwała głową blondynka, pochylona nad jakimś czasopismem.
- To może ja go poszukam... Okej?
- Spoko. Zostanę z Oliverem...
Wstałam i, omijając walające się po podłodze rzeczy, wyszłam z przedziału.
Korytarz był dosyć zatłoczony. Mijając ludzi starałam się uśmiechać miło, żeby nie ukazać swojego zaniepokojenia.
- Ej, Melissa!
Odwróciłam się gwałtownie. Za mną stał wysoki chłopak (choc z mojej perspektywy oni wszyscy - pomijając Olivera - byli wysocy), o dość ciemnej karnacji i jasnobrązowych włosach. Po samej koszulce mocno opinającej jego umięśniony tors mogłam rozpoznać kto to. Nie spojrzałam mu w oczy. Musiałam mieć czysty umysł, by znaleźć Lucasa, nim wpakuje się w jakieś tarapaty.
- Co chcesz ym... - "no tak, te jego imię..." - Enrique Raf... coś tam...
- Enrique Rafael Valentin Limo! - poprawił mnie. - Przecież dobrze wiesz słońce, jak się nazywam, hm?
- Aż za dobrze - mruknęłam. - Droczę się z tobą, semplicemente! Ale wiesz, spieszę się. Do potem! - odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przez tłum przed siebie.
- Melie! A mały całus na po... - usłyszałam jeszcze za sobą.
"Crétin!" - pomyślałam zdenerwowana i, poprawiając kapelusz, brnęłam dalej.
W pewnym momencie, jak to ja, zamyśliłam się i wpadłam na kogoś.
- Triste - mruknęłam, chwytając spadający mi z głowy kapelusz.
- Nic się nie stało, spoko - usłyszałam miły głos nad sobą.
Podniosłam wzrok i napotkałam spojrzenie czekoladowych oczu. "Jakie piękne... Lucas ma podobne. Trzeba się ogarnąć i go znaleźć!" - przemknęło mi przez myśl.
- Jestem Steven, a ty? - chłopak wyciągnął do mnie rękę. Był o dobre 20 centymetrów wyższy, miał gęste kasztanowe włosy i lekko odstające uszy. Jego twarz była cała usiana piegami. Oprócz tego wszystkiego jego uśmiech był zaraźliwy.
- Sono Melissa - odparłam, czując jak uśmiech wypełza mi na wargi. - Wiesz... Muszę znaleźć kolegę... To tego... Per poi! - odwróciłam się i znów ruszyłam przed siebie. Czułam jak moje policzki powoli zaczynają płonąć, więc pochyliłam głowę i starałam się ukryć twarz pod kapeluszem i włosami.
Spróbowałam się z powrotem skupić na moim celu, czyli odnalezieniu przyjaciela. Nie jest to łatwe, gdy co chwila ktoś cię zatrzymuje by zapytać "co u ciebie?".
Zaczęłam zastanawiać się, gdzie brunet mógł wsiąknąć. Skoro nie szwęda się po korytarzach (gdyby gdzieś tu był już bym o tym wiedziała) to możliwe jest tylko jeszcze jedno miejsce - wagon jadalniany. Lucas bywa strasznym głodomorem. I jest uzależniony od kawy. Często mówię mu, że kiedyś źle się to dla niego skończy, ale on oczywiście wie swoje...
Przepchnęłam się przez kolejny zatłoczony korytarz i w końcu byłam przed jadalnianym.
O dziwo, świeciło tu pustkami. Przy małych stolikach siedziały pojedyncze osoby zajadając ciasta lub pijąc różne napoje. Po chwili w kącie na podłodze dojrzałam... coś. Podeszłam bliżej i z przerażeniem stwierdziłam, że nie jest to "coś" a "ktoś". Wokół było mnóstwo rozlanej kawy. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu pani bufetowej, jednak widocznie zrobiła sobie małą przerwę.
Nie wiedząc, co zrobić pochyliłam się nad ciałem. Delikatnie odwróciłam leżącego i z jeszcze większym przerażeniem zdałam sobie sprawę z tego, że to Lucas. Zaczęłam nim nerwowo potrząsać.
- Lucas! Luke! Weź no, nie rób mi tego. Apri gli occhi!
Chłopak powoli zaczął rozchylać powieki. Odetchnęłam z ulgą, a gigantyczny kamień spadł mi z serca. Położyłam sobie głowę chłopaka na kolanach.
- Jak się czujesz...?
- Ym... Niezbyt dobrze... - wzrok miał rozbiegany, jednak widziałam, że jest coraz lepiej.
- Co się stało...? Wyjaśnisz mi?
- Wiesz... Mogę najpierw trochę się ym...
- Jasne - przerwałam mu i zaczęłam uspokajająco głaskać go po ciemnych włosach.
Po jakimś czasie mruknął:
- Jest lepiej. Wstaję.
Powoli dźwignął się na łokcie i zaczął się podnosić. Pomogłam mu.
Ruszyliśmy w stronę naszego przedziału. Lucas upierał się, że pójdzie sam, jednak już po kilku krokach zaczął tracić równowagę (a ja cierpliwość), więc chwyciłam go pod ramię i zaczęłam prowadzić przed siebie. Swoją drogą - musiało to ciekawie wyglądać... Taka mała brunetka w kapeluszu prowadząca wysokiego chłopaka...
- Ej, Luke... Powiesz mi co się stało?
- Wiesz... ym... chyba... - wolną ręką podrapał się po głowie. - Może to nadmiar kawy...?
- A widzisz! Mówiłam ci tyyyyle razy, żebyś pił je mniej, ty... Dedito!
Chłopak zaśmiał się, a z głośników dobiegł nas głos:
- Za pół godziny stacja "Obóz Herosów". Prosimy pasażerów o gotowość.
Dotarliśmy do naszego przedziału, gdzie Olie właśnie przecierał oczy, a Roxanne nadal przeglądała czasopisma.
- Luke! - blondyn podskoczył z radości na widok przyjaciela.
- Nie mów tak do mnie.
- Przepraszam - mruknął speszony chłopak.
- Okeeej... Po pierwsze może was sobie przedstawię...? Lucas, Roxanne - powiedziałam, sadzając bruneta przy jego walizce.
- Cześć - uśmiechnęli się do siebie.
Nagle chłopak skrzywił się.
- Luke, wszystko okej...? - zapytałam niepewnie, widząc minę przyjaciela.
- Tiaaaa...
- Ej! A ona może tak do ciebie mówić? - Oliver jak małe dziecko tupnął nogą.
- Ma się te przywileje - wyszczerzyłam się.
Blondyn pokazał mi język.
- Zamiast się kłócić może zaczniecie się pakować...? - mruknął Lucas. - I przy okazji możecie spakować i moje rzeczy - uśmiechnął się do mnie słodko.
- Jasne, a może frytki do tego?
- Tylko z keczupem, nie zapomnij.
Trzepnęłam go w ramię i zaczęłam pakować walizki.
_______________________________
O jaaaaciee *.* Jaki długi (jak na mnie) wyszedł ^^
Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu, siedziałam nad nim dłuuuuuugo, by był jak najlepszy! ;>
Kolejny rozdział napisze dla Was... *werble* Honeyed Girl! Życzę jej oraz wszystkim kolejnym autorom basenu weny i kreatywności, byście mogli się w nim nużać i by nigdy nie brakło Wam pomysłów itd ;*
Zostaje tylko czekać na kolejny rozdział i życzyć Wam słoneczka ^^ Ale dziś było pięęęknie! :3
Pozdrowionka!
Wasza Cupcake.
Kiedy (w końcu!) nam przeszło, wróciłam do lektury. Nie mam pojęcia o czym czytałam. Ciągle po głowie chodziły mi obrazy ze snu... wspomnienia.
Doskonale pamiętam ten dzień. Przez wichurę mało nie zabiłam moich opiekunów. Właśnie wtedy dowiedziałam się o moich bosko-egipskich korzeniach...
Przewracałam kartkę za kartką, czas mijał... a brunet nadal nie wracał. Zaczęłam się powoli martwić.
- Wiecie co? Trochę za długo trwa to... hm... sortie Lucasa...
- Nom - pokiwała głową blondynka, pochylona nad jakimś czasopismem.
- To może ja go poszukam... Okej?
- Spoko. Zostanę z Oliverem...
Wstałam i, omijając walające się po podłodze rzeczy, wyszłam z przedziału.
Korytarz był dosyć zatłoczony. Mijając ludzi starałam się uśmiechać miło, żeby nie ukazać swojego zaniepokojenia.
- Ej, Melissa!
Odwróciłam się gwałtownie. Za mną stał wysoki chłopak (choc z mojej perspektywy oni wszyscy - pomijając Olivera - byli wysocy), o dość ciemnej karnacji i jasnobrązowych włosach. Po samej koszulce mocno opinającej jego umięśniony tors mogłam rozpoznać kto to. Nie spojrzałam mu w oczy. Musiałam mieć czysty umysł, by znaleźć Lucasa, nim wpakuje się w jakieś tarapaty.
- Co chcesz ym... - "no tak, te jego imię..." - Enrique Raf... coś tam...
- Enrique Rafael Valentin Limo! - poprawił mnie. - Przecież dobrze wiesz słońce, jak się nazywam, hm?
- Aż za dobrze - mruknęłam. - Droczę się z tobą, semplicemente! Ale wiesz, spieszę się. Do potem! - odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przez tłum przed siebie.
- Melie! A mały całus na po... - usłyszałam jeszcze za sobą.
"Crétin!" - pomyślałam zdenerwowana i, poprawiając kapelusz, brnęłam dalej.
W pewnym momencie, jak to ja, zamyśliłam się i wpadłam na kogoś.
- Triste - mruknęłam, chwytając spadający mi z głowy kapelusz.
- Nic się nie stało, spoko - usłyszałam miły głos nad sobą.
Podniosłam wzrok i napotkałam spojrzenie czekoladowych oczu. "Jakie piękne... Lucas ma podobne. Trzeba się ogarnąć i go znaleźć!" - przemknęło mi przez myśl.
- Jestem Steven, a ty? - chłopak wyciągnął do mnie rękę. Był o dobre 20 centymetrów wyższy, miał gęste kasztanowe włosy i lekko odstające uszy. Jego twarz była cała usiana piegami. Oprócz tego wszystkiego jego uśmiech był zaraźliwy.
- Sono Melissa - odparłam, czując jak uśmiech wypełza mi na wargi. - Wiesz... Muszę znaleźć kolegę... To tego... Per poi! - odwróciłam się i znów ruszyłam przed siebie. Czułam jak moje policzki powoli zaczynają płonąć, więc pochyliłam głowę i starałam się ukryć twarz pod kapeluszem i włosami.
Spróbowałam się z powrotem skupić na moim celu, czyli odnalezieniu przyjaciela. Nie jest to łatwe, gdy co chwila ktoś cię zatrzymuje by zapytać "co u ciebie?".
Zaczęłam zastanawiać się, gdzie brunet mógł wsiąknąć. Skoro nie szwęda się po korytarzach (gdyby gdzieś tu był już bym o tym wiedziała) to możliwe jest tylko jeszcze jedno miejsce - wagon jadalniany. Lucas bywa strasznym głodomorem. I jest uzależniony od kawy. Często mówię mu, że kiedyś źle się to dla niego skończy, ale on oczywiście wie swoje...
Przepchnęłam się przez kolejny zatłoczony korytarz i w końcu byłam przed jadalnianym.
O dziwo, świeciło tu pustkami. Przy małych stolikach siedziały pojedyncze osoby zajadając ciasta lub pijąc różne napoje. Po chwili w kącie na podłodze dojrzałam... coś. Podeszłam bliżej i z przerażeniem stwierdziłam, że nie jest to "coś" a "ktoś". Wokół było mnóstwo rozlanej kawy. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu pani bufetowej, jednak widocznie zrobiła sobie małą przerwę.
Nie wiedząc, co zrobić pochyliłam się nad ciałem. Delikatnie odwróciłam leżącego i z jeszcze większym przerażeniem zdałam sobie sprawę z tego, że to Lucas. Zaczęłam nim nerwowo potrząsać.
- Lucas! Luke! Weź no, nie rób mi tego. Apri gli occhi!
Chłopak powoli zaczął rozchylać powieki. Odetchnęłam z ulgą, a gigantyczny kamień spadł mi z serca. Położyłam sobie głowę chłopaka na kolanach.
- Jak się czujesz...?
- Ym... Niezbyt dobrze... - wzrok miał rozbiegany, jednak widziałam, że jest coraz lepiej.
- Co się stało...? Wyjaśnisz mi?
- Wiesz... Mogę najpierw trochę się ym...
- Jasne - przerwałam mu i zaczęłam uspokajająco głaskać go po ciemnych włosach.
Po jakimś czasie mruknął:
- Jest lepiej. Wstaję.
Powoli dźwignął się na łokcie i zaczął się podnosić. Pomogłam mu.
Ruszyliśmy w stronę naszego przedziału. Lucas upierał się, że pójdzie sam, jednak już po kilku krokach zaczął tracić równowagę (a ja cierpliwość), więc chwyciłam go pod ramię i zaczęłam prowadzić przed siebie. Swoją drogą - musiało to ciekawie wyglądać... Taka mała brunetka w kapeluszu prowadząca wysokiego chłopaka...
- Ej, Luke... Powiesz mi co się stało?
- Wiesz... ym... chyba... - wolną ręką podrapał się po głowie. - Może to nadmiar kawy...?
- A widzisz! Mówiłam ci tyyyyle razy, żebyś pił je mniej, ty... Dedito!
Chłopak zaśmiał się, a z głośników dobiegł nas głos:
- Za pół godziny stacja "Obóz Herosów". Prosimy pasażerów o gotowość.
Dotarliśmy do naszego przedziału, gdzie Olie właśnie przecierał oczy, a Roxanne nadal przeglądała czasopisma.
- Luke! - blondyn podskoczył z radości na widok przyjaciela.
- Nie mów tak do mnie.
- Przepraszam - mruknął speszony chłopak.
- Okeeej... Po pierwsze może was sobie przedstawię...? Lucas, Roxanne - powiedziałam, sadzając bruneta przy jego walizce.
- Cześć - uśmiechnęli się do siebie.
Nagle chłopak skrzywił się.
- Luke, wszystko okej...? - zapytałam niepewnie, widząc minę przyjaciela.
- Tiaaaa...
- Ej! A ona może tak do ciebie mówić? - Oliver jak małe dziecko tupnął nogą.
- Ma się te przywileje - wyszczerzyłam się.
Blondyn pokazał mi język.
- Zamiast się kłócić może zaczniecie się pakować...? - mruknął Lucas. - I przy okazji możecie spakować i moje rzeczy - uśmiechnął się do mnie słodko.
- Jasne, a może frytki do tego?
- Tylko z keczupem, nie zapomnij.
Trzepnęłam go w ramię i zaczęłam pakować walizki.
_______________________________
O jaaaaciee *.* Jaki długi (jak na mnie) wyszedł ^^
Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu, siedziałam nad nim dłuuuuuugo, by był jak najlepszy! ;>
Kolejny rozdział napisze dla Was... *werble* Honeyed Girl! Życzę jej oraz wszystkim kolejnym autorom basenu weny i kreatywności, byście mogli się w nim nużać i by nigdy nie brakło Wam pomysłów itd ;*
Zostaje tylko czekać na kolejny rozdział i życzyć Wam słoneczka ^^ Ale dziś było pięęęknie! :3
Pozdrowionka!
Wasza Cupcake.
Okej, okej, okej.. włączył mi się potrójny syndrom (jak mi się coś podoba to tak mam xd) no więc tak:
OdpowiedzUsuńUwielbiam, uwielbiam, uwielbiam ten rozdział!!! Jesteś miszczem! <33 Uhhuuhuhuhu :33 No dobra, zacznę może po kolei :)
Hahahahahha obrazowo opisane przerażenie Olliego xD No po prostu świetne! Miałam ochotę iść i go przytulić c:
A ten sen! :O
O kurczę, blaszka, stara czaszka!
Taki... rzeczywisty *o*
Mistrzowsko, kochanie!
Uuuu "włosy rozwiane plącze mi wiatr" xDD
Fantastyczne objawienie jakie ta dziewczyna ma moce :*
Ollie śpiiii! <3333
Enrique Rafael Valentin Limo... Nie zapamiętałabym xDD Hahah, nasze macho :D
Uuuu Steven - jakie ciacho xD Tylko te odstające uszy mnie odstraszyły xD Nie no ta to ma farta do faceeeeetów ^^
Uzależnienie od kofeiny Me Gusta :3
I oł noł majne Lucas na podłodze! xD
Hhaha głasku, głasku :3
Zgrywanie twardziela zawsze spoko xD
Ach, Luke xDD
"-A może frytki do tego?
- Tylko z keczupem, nie zapomnij" - kocham cię hahahahahha, żołądek mi rozsadzi xD
Jesteś miszczem, miszczem, miszczem! <333
Och, nie mogę się doczekać co wymyśli Honeyed, przyłączam się do życzeń weny i pozdrawiam :3
Oh my GGGGGGG... :O
OdpowiedzUsuńZA-JE-BI-STY!!! Super, super! :D
Wiedziałam, że wybrniesz z tej całej sytuacji, a efekt będzie tak zdumiewający, że wszystkim opadną kopary zaczną świecić oczy, tak jak mi w tej chwili.. *.*
Oliver, taki pulchniutki słodziaczek :D "Mogłąbyś nas sobie przedstawić?" xD Słodziak ;P
Skąd ja znam, te niby słuchanie... xd No i sen... SEN :O
Ja pitole. Nie zazdroszczę takich koszmarów. Ohydne macki.. Beznadziejni opiekunowie... Trochę sobie ich obleśnie wyobraziłam, więc też nie przyjemnie było wyobrażać sobie ich BARDZO zajętych sobą... :/ :D
Wichura w przedziale... Układnie wiatrem włosów XD Boski pomysł :D
Śpiący Ollie.. ouu. ^^
Spacer zaludnionym korytarzem i zaczepliwi chłopcy... ah. Zgadzam się z Kath, ona to ma farta do facetów :3
Kaffa, kaffa, doprowadza do złych rzeczy, a mimo wszystko piję - oczywiście nie nałogowo xd
Nie ma to jak znaleźć przyjaciela w kałuży kawy xD
Prowadzenie pod rączkę, hah ;3
No i epicki tekst! Nie no dnie mogę! XD Tyle lat znam już to "A może frytki do tego?", ale z żadną kontynuacją się nie spotkałam xD Twoja jest zarąbista XD Haha!
Ty to masz ten talent <3
Uwielbiam Cię i twoją piękną łepetynkę pełną niesamowitych pomysłów ;33 :D
Super rozdział! <3 Przyłączam się do życzeń ^^ Za dwa rozdziały już ja... O.o
Pozdrawiam ceplutko! - bo lato jest z nami :D
~Eveline. ;*
Kc Kc Kc Kc ... <3 Napisałaś gooo ♥
OdpowiedzUsuńTwój boski sen ♥
i jeszcze ta ostatnia krótka wymiana zdań <3 "- Jasne, a może frytki do tego?
- Tylko z keczupem, nie zapomnij."
Nauczysz mnie tak pisać ok ?? :** Plisss . ♥ ♥ ♥
No i dziękuje ci.. i to bardzo bardzo.. dzięki tobie mam już jakiśmały postęp w życiu (wblogu) i pisaniu rozdziału . *-*
Jetsteś moim Geniuszem ustawie sobie ten rozdział jako powitanie kiedy włączam komputer taki tam szybkie czytanie i Witaj w systemie Windows. ;33
wybacz odbija mi . XD
Nie moge się już doczekać kiedy dodasz następny rozdział na tym blogu . <3
Pozdrawiam twoja Rexi ♥
nie wiem czemu nie skomentowałam XD
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział *-*
Tak szybko wszystkie dodajecie, a ja przy swoim nie mam nawet 1/10 :(
Mi się wydaje czy będzie coś pomiędzy Mel i Lukasem? *-*
(jak zwykle nie mam weny na komentarz x.x)
Po prostu świetnie <3
Pozdrawiam, i życzę weny :D
~Clar <3
Przepraszam, że dopiero teraz komentuję i, że nie dodałam jeszcze rozdziału ale wyjechałam i nie byłam w stanie tego zrobić. Oczywiście dziękuję za życzenia. Rozdział bardzo ciekawy. Ach jestem ciekawa tego Stevena ^^. Coś czuję, że wisi coś w powietrzu ;p. Ach, Luke gdzie ty znikasz? I dlaczego Ollie jest taki nieswój? Hmmm trzeba czekać dalej by się tego dowiedzieć. Ogólnie wspaniałe i trzymające w napięciu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny,
Honeyed Girl ;**
Ohohohohohoho *.* Popatrz Cupcake, wreszcie jestem ;d
OdpowiedzUsuńNa początek, uwielbiam Olivera <3 Słodziak.
I jaki on wstydliwy *__*
I ten wspaniały sen. Nie żeby coś, ale na jej miejscu, strzeliłabym gościowi z liścia w krzywą mordę, nieważne, że to ojczym czy ktoś tak, ma pech i tyle ;d Wiem poniosło mnie. No bo się wkurzyłam xd
Wichura w przedziale zawsze spoko ;>
Enrique Rafael Valentin Limo -> gościu mnie normalnie rozwalił ;D A potem jeszcze Steven Craig.
I Lucas w kałuży kawy, no za dużo chłopie, za dużo!
Prowadzenie pod ramię, przez niziutką, mmmm <3
"- Jasne, a może frytki do tego?
- Tylko z keczupem, nie zapomnij."
Hahahahahaha ;D Powiem ci, że sama się tak z przyjacielem wygłupiam i zawsze coś do tego wymyślamy ;p No normalnie się tak uśmiechnęłam do monitora, że do tej pory mi nie schodzi z japy ;o
Czekam na twój kolejny świetny rozdział ;>
Pozdrawiam
~Hermionija.
No i ja też wreszcie znalazłam czas ;**
OdpowiedzUsuńHIHUHAHAH!!!!
Oooh...ja też ubóstwiam Oliviera! <3 Jest totalnie urooooczy ^^
Eee...WTF? :D Nie no fazowa ta łódka! *-* ja kiedyś kierowałam motorówką i było zarąbiście! xD
Nie jestem pewna, czy to taki zwykły sen...
Ojej! Z tego wszystkiego to chyba mogę wywnioskować, że Mel i jej przybrani rodzice nie bardzo się lubili... :O JA MOŻNA JEJ NIE LUBIĆ?!
Ohh... *_* ale to było wspaniałe... Też bym tak chciała emocjami powodować wichury OnO MEGA ;*
Hahah! -NOM- o boziu, skąd ja to znam? Eveline Dee może potwierdzić!
Enrique! <3 ale ja lubię takich szalonych romantyków xD Pod warunkiem, że czasem potrafią zachować powagę :)
I ja się zgadzam z dziewczynami! Ona to ma szczęście do facetów... ^^
A ja nwm, co z moją Maj będzie :D
Nie chcę robić chłopaka dla niej, bo to tak głupio ;P
I Luke XD ah, chłopcy ... ;P
Cup jaki ty masz talent dziewczyno... Ja teraz to już w ogóle nem, czy zabierać się za cokolwiek!
Rozdział świetny *_* GENIUSZ!
Życzę Ci weny przy kolejnych kochana!
T.N.F.N.Z.
Alex ;*